sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 5



                Zapadło milczenie. Przyjaciele wpatrywali się w Percego jak w posąg. Nie wiedzieli czy robi sobie żarty czy mówi poważnie. Po rozmowie z Chejronem można jednak było uznać, że to prawda.
            Pierwsza odezwała się Nika. Wstała i podała rękę zielonookiemu.
- Miło mi cię poznać. Jestem Nika, a to Net i Felix.- Wskazała na towarzyszy.
- Chodźcie oprowadzę was i opowiem wam o obozie.
            Percy oprowadzał ich właśnie po arenie do ćwiczeń, kiedy podeszła do nich wysoka blondynka. Chłopak uśmiechną się do niej łobuzersko. Podszedł do niej i pocałował ją delikatnie w policzek. Dziewczyna po chwili zobaczyła, że nie jest sam.
- To Felix, Net i Nika.
- Hej, jestem Annabeth.- Przywitała się.
- Nowi, co? – Przytaknęli.
- Percy ja muszę jeszcze dokończyć trening, a ty ich dalej oprowadzaj.
- Dobrze skarbie. – Jeszcze raz ją pocałował.
            Dziewczyna oddaliła się w stronę manekinów. Percy wpatrywał się w nią jak zaczarowany. W końcu oderwał wzrok od Annabeth i zwrócił się w stronę trójki.
- O czym to ja?
- Na tym, że skończyłeś. – Powiedział znudzonym głosem Net.
- Dobra to zaprowadzę was do 11nastki.
            Ruszyli za nim w stronę domków mieszkalnych. Doszli do widocznie starego i zniszczonego. Na drzwiach wisiał kaduceusz. Nagle na neta wpadł ok. 17letni chłopak. Był wysoki i wysportowany. Miał jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy.
- Hej. Nie masz przypadkiem jakiejś drahmy?
- Hej Travis. Chyba mam. A po co?
- Och… Pożycz po prostu.
- Trzymaj. – Powiedział Percy wyjmując monetę z robaczków.
- Dzięki. -  Odpowiedział Travis bięgnąc już w kierunku domku o kolorze krwistej czerwieni i złota.
            Percy pokręcił głową i wszedł do domku nr11. Po nim weszła Nika, Net i Felix. Było tam kilkanaście łóżek, lecz na podłodze leżało kilka śpiworów. Na ścianach wisiało kilka tarczy i mieczy. Po prawej jak domyśliła się Nika była mała łazienka.
- Hej ludzie o Nika, Felix i Net są tu nowi i miejmy nadzieję, że niedługo ich uznają.
- Hej! – Wszyscy odpowiedzieli jednogłośnie.
            Z łóżka na końcu pokoju wstał i podszedł do nich wysoki chłopak, który był dokładnie taki sam jak Travis. Może trochę niższy.
- Cześć jestem Connor Hood. Razem z moim bratem jesteśmy grupowymi.
- Ten co przed chwilą prawie mnie zabił? – Zapytał Net.
- Tak to on. Szykujemy coś.
- Już się boję…- Powiedział cicho Percy.
- Nie ma czego. To nie na ciebie. Wy się rozgośćcie. Tam połóżcie swoje rzeczy. – Wskazał kawałek podłogi pod oknem.
- Cześć. – Pożegnał się Percy. – Uważajcie jeszcze na swoje rzeczy. Ich ojciec jest bogiem złodziei. – Powiedział cicho i wyszedł.
            Net położył na podłodze plecak i od razu przy nim usiadł. Wyciągną laptop i otworzył go. Na ekranie pojawił się znaczek z logowaniem. Chłopak nadzwyczajnie szybko wpisał hasło. Sam nie widział jak je zapamiętał.
- Cześć. – Wydało się z głośnika. Net odskoczył. Rozejrzał się. Nikt tego nie zauważył o prócz Felixa i Niki. Wszyscy inni byli pogrążeni w rozmowach lub przepychankach.
- Hej, przepraszam kim, a raczej czym jesteś?- Odezwała się dziewczyna.
- Wiem, że jestem sztuczną inteligencją, i że mam na imię Manfred. Niestety moja pamięć jest wyczyszczona.
- Tak jak nasza. – Powiedział Net.
- Pewnie z tego samego powodu co my. – Powiedział Felix.
- Może ktoś nas znokautował i wyczyścił pamięć Manfredowi. – Powiedział ironicznie Net.- Przecież by nas okradli, a teraz nie rozmawialibyśmy z lap…
            Chłopak przerwał bo usłyszał dziwny dźwięk. Przyjaciele rozejrzeli się. Wszyscy kończyli rozmowy i wstawali podchodząc do drzwi. Tak zrobili i oni. Felix podszedł do Travisa.
- Co oznacza ten dziwięk?
- To kochna. Idziemy na kolacje.
            Felix wrócił do Net i Niki. Przeszedł kilka kroków i powiedział.
- Niezbyt im wierzę.
- Na początku zawsze tak jest. – Odezwał się jakiś głos z tyłu. Odwrócili się szybko. Za nimi szedł około 14letni chłopak z brązowo rudymi włosami i niebieskimi oczami.- Każdy nie dowierza, ale jak się tu pomieszka to mija.
- Ale jak to możliwe, że oni są naprawdę? – Zapytał Nika.
- Przecież bogowie nie są wyssani z palca. Grecy wiedzieli w kogo wierzą, a olimpijczycy przemieszczali się tam gdzie w nich wierzono. To zachodnia cywilizacja. Byli w Niemczech, Francji i jak na pewno wiecie w Rzymie, a teraz jest tutaj.
- To nie jest logiczne. To są tylko mity. – Powiedział stanowczo Felix.
- A czy musi? Mity, nie mity to i tak prawda. Nie mam siły wam tego tłumaczyć. Tak w ogóle to jestem Fred.
- Felix.
- Net.
- A ja Nika.
- Dziwne imię chyba nie prawdziwe.
- To samobieżne imię. – Odpowiedział Net.
            Rozmowa się skończyła, ponieważ do szli do pawilonu otoczonego białymi kolumnami. Nie było tam dachów, ani ścian. Stało tam kilkanaście stolików. Percy powiedział im, że to miejsce nazywa się kantyna, i że każdy stolik jest dla dzieci danego boga.
            Felix, Net i Nika przysiedli się do stoika domku nr 11. Fred usiadł przy nich. Był stół zapchany, ale każdy jednak zdołał usiąść.
Nika rozejrzała się. Przypomniało jej się o Mellanie. Nie przyszła do 11nastki. ,,Może nadal śpi’’ pomyślała. W tej chwili dostrzegła ją. Siedziała przy stoliku na końcu Sali. Było przy niej 3 chłopaków (2 z nich spało) i jedna dziewczyna. Mell miała smutną minę. Patrzyła na swoje kolana i po policzku spływała jej łza. Starsza od niej dziewczyna mówiła do niej. Chyba próbując ją pocieszyć.
Rozmyślania przerwał jej Chejron. Tylko, że nie siedział już na wózku. Od pasa w dół był białym koniem. Stał przy stole na czele pawilonu. Nika dopiero po chwili uświadomiła sobie, że ma otwarte usta. Szybko ją zamknęła.
- Zdrowie Bogów!
            Wszyscy unieśli szklanki.
- Zdrowie Bogów!
            Nimfy przyniosły tace z jedzeniem. Były tam najróżniejsze owoce, pieczonym mięsem, serami i chlebem. Nika nałożyła sobie chleba z serem oraz pomarańczę. Net udko kurczaka i skrzydełko kurczaka, zaś Felix dwa steki wołowe.
            Net miał udko w pół drogi do ust, kiedy zauważył, że wszyscy wstają i idą do paleniska na środku kantyny. Niechętnie wstał i ustawił się w kolejkę. Nika i Felix ustawili się za nim.
- Po co tam idziemy? – Zapytał stojącego przed nim Freda.
- Ofiary dla bogów. Trzeba tam coś wrzucić.
            Przyszła kolej na Neta. ,, Mogłabyś, czy tam mógłbyś mnie uznać’’ pomyślał i wrzucił skrzydełko do ognia. Następna była Nika, która poprosiła o to samo co Net. Felix nic nie pomyślał. Nadal nie wierzył w bogów, więc wrzucił tyko kawałek steku.
            Przyjaciele wrócili na miejsca i zaczęli jeść. Pod koniec kolacji, naglę do pawilonu wszedł gruby, niski mężczyzna. Miał zaczerwienione oczy i czarne, kręcone włosy. Ubrany był w dres w tygrysi wzór i adidasy.
            Usiadł ciężko przy Chejronie.  Upił łyka z stojącej obok puszki. Po tym wstał i powiedział.
- Zanim zaczniemy chciałbym wam przedstawić nowych obozowiczów. Oto Fell, Nick, Nicola oraz Monic, która przed godziną została uznana przez swojego ojca Morfeusza. – Chejron coś szepną do niego.- Przepraszam Felix, Net, Nika i Mallanie.- Powiedział ironicznie.- I jeszcze jedno Perry Jonson i Anna Bell pamiętają, że jutro jadą po naszą wyrocznie?
- Pamiętamy. -  Odezwali się równocześnie Percy i Annabeth.
- To wszystko. Kto tam chcę nich idzie na ognisko. Żegnam. – Powiedział i wyszedł pawilonu z puszką dietetycznej coli w ręku.
- Kto to jest? – Zapytał Net.
- To dyrektor obozu – Dionizos lub Pan D.
- Ma taką pamięć, że nie pamięta imion najlepszych w obozie?
- E tam, przekręca je tylko. Jest zgorzkniały, bo ma tutaj karę.
- Nie wnikam…
- Nawet nie ma w co. – Powiedział Fred. - Zwykły romans z leśną nimfą.
            Po kolacji przyjaciele jak większość obozu wybrała się na ognisko. Dzieci Apolla prowadziły śpiewy. Herosi pogryzali kiełbaski, śpiewali i żartowali. Pod koniec ogniska śpiewy umilkły. Wszyscy wpatrywali się w trójkę przyjaciół. Chejron powstał i przemówił z uśmiechem.
- Witaj Niko córko Hekate, Necie synu Ateny oraz Felixie synu Hefajstosa.



------------------------------------------------------------------------------
Witam po przerwie. Przepraszam, że tak długo, ale miałem jeszcze większe problemy niż wcześniej. Najpierw napisałam całkiem inny rozdział i go skasowałam. W dodatku nie miałam na nic czasu. Oraz najgorsze, że nie miałam weny. Jest mi tak smutno, że pod ostatnim postem nie było komentarzy. Ucieszę się z każdego. Nawet jedno słowo mnie zadowoli i doda weny. Pamiętajcie o tym. CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Ania

środa, 5 lutego 2014

Rozdział4



            Mellanie krzyknęła. Strzała leciała w kierunku klatki piersiowej Niki. Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca.  W duszy chciała uciekać, ale ciało jej odmówiło. Wysunęła przed siebie ręce. Skupiła się na strzale. Pocisk zamarł w powietrzu i po chwili spadł na trawę. Nika zamrugała. Odwróciła się do Mellanie.
- Jak to zrobiłaś?
- Jesteś cała? – Nika nie usłyszała. Mała przytaknęła. – Uciekajmy.
            Dziewczyny pobiegły w stronę ogromnej sosny. Zatrzymały się kilka metrów przed drzewem. Pod nim spał ogromny smok, a na gałęzi wisiała jakaś złota tkanina. Nika obeszła smoka dużym łuku.
- Przyjdź tu po cichu. – Powiedziała do Mellanie.
            Mała przeszła dokładnie po śladach rudej. Po drugiej stronie razem z Niką podbiegły do Felixa i Neta. Wyglądali na zniecierpliwionych nieobecnością dziewczyn.
- Co tak długo? – Zapytał szatyn.
- Ktoś próbował mnie zastrzelić z łuku.
- Chodźmy już. Josh czeka przy tamtym domu.
            Nika odwróciła się do Mell. Spała na trawie metr od niej. Potrząsnęła nią lekko. Nie obudziła się. Najwyraźniej była bardzo zmęczona podróżą. Odwróciła się do Neta.
- Mógł byś?
- Czemu ja?
- Jesteś wyższy i silniejszy.
- Pochlebiasz mi . – Uśmiechnął się szarmancko, a Nika spojrzała wyczekująco. – No dobrze.
            Chłopak wziął Mellanie na ręce i ruszył w stronę wielkiego domu. Przed wejściem czekał na nich satyr. Podniósł brwi kiedy zobaczył małą niesioną przez Neta.
- Coś jej jest?
- Nie, tylko śpi.
- Wchodźcie. – Wskazał drzwi. – Trzeba was uświadomić.
                Przyjaciele przeszli przez próg. Wnętrze było okropne. Ściany były jaskrawo pomarańczowe a meble w wzorze panterki. Na ścianie wisiała wypchana głowa pantery.
                Do pokoju wjechał na wózku mężczyzna w średnim wieku. Miał przerzedzone, brązowe włosy i brodę. Miał brązowe oczy, w których widać było łobuzerskie ogniki. Uśmiechał się miło, lecz widać było że coś go trapi.
- Witajcie w obozie herosów.
- Dzień dobry. – Powiedzieli przyjaciele.
- Jak się nazywacie?
- To Net i Nika. Ja to Felix.
- Ja jestem Chejron. Josh wytłumaczył wam co to za miejsce?
- Miej więcej. Powiedział nam że jesteśmy jakimiś półbogami. Jednak nic z tego nie zrozumiałem.- Odpowiedział Felix.
- To tak. Znacie greckie mity?
- Właśnie w tym problem. Straciliśmy pamięć.
- Wszyscy?
- Tak. Obudziliśmy się gdzieś na obrzeżach New Yorku.
- A ta młoda dama?
- Nie wiemy. Chyba podróżowała z Joshem.
- Będzie trzeba ją później zapytać. Mitologia grecka jest o Bogach Olimpijskich. Jest dwunastu głównych bogów. Są jeszcze pomniejsi bogowie. Półbogowie to dzieci boga i śmiertelnika, a skoro tu jesteście to znaczy że któreś z waszych rodziców jest bogiem.
- Twoja mamuśka to pewnie Afrodyta. – Net szepną do Niki. Dziewczyna wywróciła oczami.
- Herosi uczą się tu walczyć. – Kontynuował Chejron.- Niektórzy zostają tu na cały rok inni na lato. Jest tu wiele domków. W każdym mieszkają dzieci danego boga. Jakieś pytania?
- Skąd mamy wiedzieć kto jest naszymi rodzicami.
- Zazwyczaj pojawia się znak, czyli uznanie boskiego rodzica. Na razi będziecie mieszkać w domku     nr 11. Zaraz kogoś po was przyślę.
                Chejron wyszedł, a po chwili do pokoju wszedł wysoki, umięśniony chłopak. Miał przydługie, czarne włosy i intensywnie zielone oczy. Na sobie miał pomarańczową koszulkę z napisem obóz herosów. Podszedł do nich.
- Cześć. Jestem Percy Jackson, syn Posejdona.



-------------------------------------------------------------
Przepraszam że dopiero teraz. Jestem chora i miałam problem z pisaniem. Pamiętajcie, że każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania. Było mi smutno kiedy pod ostatnim postem był tylko jeden komentarz, a już jest 208 odwiedzin. Pamiętajcie o tym.
Czytasz = Komentujesz
Ania

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział3



            Przyjaciele od razu wstali. Zobaczyli jak pół kozioł w biega w krzaki, a za nim pies. Ku im zdziwieniu psisko zaklinowuję się w krzakach, a facet z owłosionymi nogami biegnie ku nim. Zatrzymał się przy nich dysząc.
- Facet, co tobie z nogami?
- Później się dowiecie. Mellanie chodź tu! – Z za drzewa wyszła drobna dziewczynka o krótkich jasnobrązowych brązowych włosach.
- Nie wróci? – Zapytała cicho.
- Wróci, wróci. Musimy iść do obozu.
- Nie nadajesz się do dzieci- Powiedziała Nika, widząc minę dziewczynki.
- Byłem poszukiwaczem, ale ten głupi Grover wygryzł mnie z roboty i teraz muszę robić to. Idźmy już.
- Gdzie mamy iść?
- Do obozu, a gdzie indziej.
- Chłopaki może tam się to wyjaśni. – Szepnęła do towarzyszy.- Chodźmy.
            No i znowu łapanie taksówki, które trwało 15min z czego 10 to uciekanie przed psem. Wsiedli do starego auta i skrzywili się. W samochodzie było czuć odór alkoholu i papierosów.
- Musimy? – Zapytał Net.
- Chcesz uciekać przed ogromnym psem? – Zapytał pół kozioł.
- Nie… Jak masz tak w ogóle na imię?
- Josh, a wy?
- To Felix i Net, a ja jestem Nika. Gdzie my jedziemy?
- Do obozu.
- Tylko nie mów że wojskowego. – Ostrzegł Net.
- Oczywiście, że nie. Do obozu herosów.
- Że kogo?
- Pomyślcie. Kto to jest heros?
- Heros to może być jakiś super bohater. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. – Odpowiedział Felix.
- Nie działo wam się nic dziwnego? Jakieś potwory czy coś?
- Straciliśmy pamięć.
- To utrudnia sprawę. Heros to półbóg. Inaczej mówiąc wszyscy jesteście półbogami.
- Zaraz kim? – Zapytał kierowca. Josh pstrykną palcami. Kierowca zamrugał i odwrócił się w kierunku jazdy. Jakby nigdy nic jechał dalej.
- Co mu zrobiłeś? – Zainteresowała się Nika.
- Mgła oddzielająca śmiertelników od rzeczywistości.
- Wróćmy do tematu. – Odezwał się Felix.- Jakimi półbogami?
- Znacie mity o bogach greckich?- Przyjaciele pokręcili głowami.- To bardzo utrudnia sprawę. Znacie chociaż jakieś imiona?
- Zeus, Atena, Hera, Apollo. Coś tam wiem. – Odpowiedział Felix.- Ale mitów nie znam.
- Trochę lepie… O niech pan nas tu wysadzi.
- To pustkowie.
- Właśnie tu mieliśmy pojechać. Niech się pan zatrzyma.
            Zrobił tak. Przyjaciele wysiedli. Zaczęli się rozglądać. Przed nimi było wzgórze. Wszędzie rosły drzewa, a na przy drodze porozrzucane były śmieci. Josh zaczął wspinać się na górkę. Mellanie przyczepiła się Niki.
- Nie bój się. Nie długo będziesz bezpieczna.
- Boję się tego satyra. Uderzył mnie.
- Satyra… Chodzi o Josha? Uderzył cię?- Przytaknęła.
- On jest zły. Wszyscy chłopcy są źli.
- Nie mów tak. Nie wszyscy są źli. Chodźmy już lepiej.
            Nika pociągnęła za sobą dziewczynkę. Biegły pod górkę, żeby dogonić chłopaków. Coś przeleciał obok ucha rudej. Odwróciła się. W drzewie za nią tkwiła strzał. Pociągnęła za siebie Mellanie. Zobaczyła jak strzała leci prosto na nią. Zamarła…

------------------------------------------------------------------
WOW jesteście świetni. 4 posty i już ponad 150 odwiedzin. KOCHAM WAS!  CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Ania